sobota, 20 czerwca 2015

Chapter Two.



~Przeszłość nie ma wartości, jeśli teraźniejszość nie jest równie dobra jak ona~

Veronica`s POV.
     Jedyne co widziałam to zarysy drzew. Byłam w środku lasu. Ktoś stał za mną. Próbowałam biec, ale nie mogłam. Chciałam krzyczeć, lecz coś odebrało mi głos. Nagle postać stała się wyraźniejsza. Wysoki mężczyzna był coraz bliżej. 
     W pewnym momencie mogłam się ruszyć. Zaczęłam biec przed siebie na oślep.
     Nogi plątały się co jakiś czas i przestawały współpracować. Potknęłam się o korzeń i upadłam.
    Mój prześladowca był coraz bliżej. W końcu stanął przede mną i wyciągnął ku mnie dłoń.
    -Nie skrzywdzę Cię...- powiedział znajomym zachrypniętym głosem. - Podaj mi rękę, nic Ci nie zrobię. - zarzekał się.
    Niepewnie dałam mu swoją dłoń. Styles pomógł mi wstać i gdzieś zniknął.
    Kiedy się odwróciłam zauważyłam go jak trzyma przy sobie Olivię. Przystawił jej pistolet do głowy i tak po prostu strzelił.
    -Nie!  - krzyknęłam.
~*~
     Otworzyłam szybko oczy i zerwałam się na równe nogi. To był tylko pierdolony sen. Próbowałam się uspokoić. Nic takiego się nie wydarzyło. Mój oddech był nierówny, a ciało drżało ze strachu.
    Usiadłam pod ścianą i próbowałam w końcu jakoś się ogarnąć.
    Spojrzałam na brudne okno. Słońce właśnie wschodziło. Jego blade promienie zaczęły oświetlać pomieszczenie, w którym spędziłam pierwszą i nie ostatnią noc. Cholera jasna! Muszę jakoś się stąd wydostać. Na pewno jest jakieś wyjście.
    Dziewczyna, z którą byłam w tym całym syfie już nie spała. Bacznie mi się przyglądała. Obserwowała każdy mój ruch.
    -Ronnie, jak się tu dostałaś? - zapytała patrząc na mnie swoimi dużymi oczami.
    -Cóż...wracałam do domu od kumpeli...nie chciało mi się iść dłuższą drogą, więc poszłam na skróty. Znalazłam się w jakiejś ciemnej uliczce, a potem...sama nie wiem. Nie pamiętam tego dokładnie. Ocknęłam się dopiero jak byłam w samochodzie z pierdolonym workiem na głowie. - zaczęłam nerwowo bawić się palcami. - Jak myślisz uda nam się stąd wyjść? - zapytałam niepewnie.
    -Nie wiem...może kiedyś.
    -Świetnie. - burknęłam.
    Usłyszałam stukot ciężkich butów. Żadna z nas nie miała pojęcia, który z porywaczy idzie. Miałam cichą nadzieję, że nie będzie ten szaleńczo przystojny zielonooki potwór.
    Po tym co zrobił czuje do niego wstręt i obrzydzenie. Niestety nie ma takiej opcji, że już nigdy więcej go nie zobaczę.
    Drzwi do sali się otworzyły i zobaczyłam nieznajomą mi twarz. Wysoki brunet o niebieskich oczach postawił tackę z czymś co przypomina jedzenie i spojrzał na nas obie.
    -Jestem Aaron. - powiedział i wyciągnął dłoń w moim kierunku. Uścisnęłam ją lekko i posłałam mu ciepły uśmiech.
    - Aaron to jedyny normalny człowiek tutaj. - głos Olivii przebił się przez moje myśli. Nie wygląda na specjalnie groźnego
     -Posłuchaj mnie młoda, jeśli będziesz czegoś potrzebowała, to mów. Postaram się to załatwić.- jego głęboki głos sprawiał, że na moim ciele pojawiły się ciarki.
     -Chyba mam pierwsze życzenie. - odparłam i spojrzałam na niego. - Chcę stąd kurwa wyjść! - krzyknęłam.
     -No tego, to akurat Ci nie załatwi. - powiedziała Olivia. - Serio, sama próbowałam, przez okrągły miesiąc i jeszcze tu jestem. - zadrwiła.
     Brunet wyszedł i zamknął za sobą drzwi.
     Po chwili znowu słychać było czyjeś kroki. Ciekawe kto tym razem? 
     Kiedy metalowe drzwi się otworzyły moje serce podskoczyło mi do gardła.
     W mojej głowie pojawiła się wczorajsza noc. Poczułam jak przez moje ciało przechodzi dreszcz. Zalał mnie zimny pot, a usta zaczęły drżeć. Osoba, która była w tym pomieszczeniu była definicją mojego strachu. Ten człowiek jest dla mnie okrucieństwem. Nawet nie wiecie jak kurewsko się go boję.
    -White idziesz pod prysznic. - powiedział i kiwnął ręką na Olivię.- Aaron Cię zaprowadzi.- dodał.
    Dziewczyna opuściła salę i zostawiła mnie samą z tym oschłym palantem.
    -Edwards...masz szczęście, że to ja przyszedłem. - powiedział do mnie.
    Kurwa skąd on zna moje nazwisko?  Och tak miałam przy sobie dokumenty. Idiotka ze mnie.  Na prawdę czasami sama siebie potrafię porządnie zaskoczyć.
    -Tak, niby dlaczego?- zapytałam, ale nie uzyskałam odpowiedzi.
    -Nie pamiętasz mnie prawda? - zapytał.
    -Niby skąd mam Cię kurwa pamiętać?
    -Mała biedna Ronnie. Słonko wiem, że masz krótką pamięć, ale żeby aż tak?
    -O co Ci kurwa chodzi?!- krzyknęłam.
    -Siódma klasa. Mówi Ci to coś?  Harry "Nerd" Styles?  Nie pamiętasz? Może mam przypomnieć Ci jak razem ze swoją paczką robiłaś sobie ze mnie jaja? A może przypomnieć Ci moje urodziny? Zrobiłaś ze mnie pośmiewisko, a teraz mi za to zapłacisz. - warknął i spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami.
     Po chwili zaczęłam sobie wszystko przypominać. Nadal nie mogę uwierzyć że to on. Tamten Styles był mięczakiem, a ten jest całkowitym przeciwieństwem.


~*~
     W szkole zawsze znajdzie się jakaś ofiara losu. Nasza klasa posiada Styles`a. Harry`ego Styles`a. Wszyscy wolimy określenie `Nerd`. Nosił wielkie okulary, a jego włosy były wręcz ulizane do tylu.     -Ronnie...przyjdziesz na moje urodziny?  - zapytał patrząc na mnie. - Edwards słyszysz mnie?
    -Przeszkadzasz mi Styles.
    -Trzymaj. -powiedział i dał mi zaproszenie.      Przyjęcie odbyło się w piątek. Była tam garstka ludzi. Kiedy wszyscy byli już doszczętnie zajebani zaczęliśmy grać w `prawda czy wyzwanie`.    
     Zakręciłam butelką i wypadło na Styles`a.
    -Prawda czy wyzwanie ? - zapytałam.
    -Wyzwanie. - odparł. Dałam mu jakieś banalne zadanie i gra toczyła się dalej.
    Kiedy Luck Henderson kręcił butelką wypadło na mnie.
    -No Edwards. Prawda czy wyzwanie? - zapytał. Wybrałam wyzwanie. 
    -Zrób Styles`owi dobrze. - zaśmiał się.  
    -Pojebało Cię!  Sam to zrób! - krzyknęłam. - Jesteście popierdoleni.
    -Dobra to przynajmniej go kurwa pocałuj. - prychnął.     Wzruszyłam ramionami i przysunęłam się do Styles`a. Zaczęłam całować jego miękkie usta. Jedną rzecz, która mi się w nim podoba to to, jak całował.
     -Zadowolony? - zapytałam patrząc na Luck`a. Chłopak zaśmiał się i klasnął w dłonie. Gra zaczynała się rozkręcać. Pod koniec zastała garstka osób, a na końcu tylko ja i Styles.
     -Ronnie...wiesz strasznie mi się podobasz i myślę, że może coś by z tego wyszło. - powiedział nagle. Ja parsknęłam ogromnym śmiechem i pokręciłam głową.
    -Naprawdę? - zapytałam. -Muszę Ci coś powiedzieć...- zaczęłam. - Jeszcze nikt mi tego nie powiedział...- szepnęłam i przysunęłam się bliżej Styles`a.
    -Serio?  - jego głos był jakiś inny. Tak jakby nie wierzył w to co usłyszał.
    -Nie. Spierdalaj cipo. - powiedziałam i go odepchnęłam.- Nigdy nie będę twoja dziewczyna, zapomnij.-  dodałam i zaczęłam się śmiać. Styles miał świeczki w oczach.     Po chwili wybiegł po schodach na górę i już nie zszedł.
~*~

     -To nie możesz być Ty...-powiedziałam.
     Jego szczęka była zaciśnięta, a źrenice rozszerzone.
     -A jednak Edwards. Myślałaś, że już  nigdy mnie nie spotkasz prawda? - zapytał. - Uwierz mi...urządzę Ci takie piekło, jakie twoja paczka zafundowała mi.Nawet nie wiesz, co może Ci się tu stać. - dodał patrząc prosto w moje oczy.
     -Jesteś chory! - wrzasnęłam. -Powinieneś się kurwa leczyć!
     -Nie muszę...-odparł. - Na twoim miejscu bałbym się o siebie. - syknął i wyszedł.
     Cholera jasna! Jak to możliwe?  Że też wcześniej się nie zorientowałam.
     Otumaniona siedziałam na starym łóżku. Kurwa jak mogłam się nie spostrzec?  No tak tamten Styles nie był tak kurewsko dobrze zbudowany, nie wyglądał jak jakiś pierdolony grecki bóg i miał ogromne pingle.
     Nie wiem jak mnie znalazł, ale teraz się go masakrycznie boję. Nie mógłby dać z tym sobie spokoju? 
     Przecież nie upokorzyłam go, aż tak bardzo. Tylko dałam mu kosza w jego urodziny.
     Nie, jednak jestem podłą kurwa. Gdybym wiedziała, że on będzie pamiętał to do teraz pewnie bym się zgodziła, ale czy mogłam to przewidzieć? Nie.
     Chwilę później drzwi ponownie się otworzyły. Uniosłam swój wzrok ku górze i ponownie go zobaczyłam.   
     Patrzył na mnie tymi swoimi oczyma i liczył na to, że się do niego odezwę. Niestety nie miałam najmniejszego zamiaru, żeby w ogóle otworzyć usta. Podszedł bliżej i nawiązał ze mną kontakt wzrokowy. 
     -Muszę Cię oprowadzić...-powiedział. - Chodź...-dodał i wyciągnął rękę.
     -Mam jakieś inne wyjście Styles?- zapytałam sarkastycznie. Chłopak pokręcił głową i zaczął oprowadzać mnie po ciemnych, krętych, brudnych korytarzach. 

Olivia`s POV




     Impreza mijała w najlepsze a ja właśnie tańczyłam z Jake'iem do piosenki Ellie Goulding i Calvin'a Harris'a - Outside.
     Było jakoś po drugiej w nocy, wiec powinnam się już zbierać do domu. Obiecałam mamie, ze wrócę przed trzecia, a ja obietnic zawsze dotrzymuje. 
     -To jest ostatni taniec. Muszę wracać. - próbowałam przekrzyczeć muzykę.
     -Oh, nie. Jesteś tu najlepsza tancerka - westchnął mój partner.
     -Kochanie, znajdziesz sobie jakieś ciacho do pieprzenia i przeżyjesz.
     Tak, Jake był gejem. Kiedy go poznałam flirtowałam z nim, ale od razu mnie spławił. I w takim układzie zostaliśmy przyjaciółmi. W sumie jest moim jedynym prawdziwym przyjacielem. Owszem mam jakichś tam znajomych i znajome. ale to nie jest to samo. Jemu mogę powiedzieć wszystko i na odwrót.
     -Ech, ale pamiętaj, że jak nikogo nie znajdę to przyjdę jutro do ciebie i przelecę cie tak, że nie będziesz mogła się ruszać przez tydzień-powiedział poważnie.
     -Jasne - zaśmiałam się na jego słowa.
      Wystarczyło spędzić z nim kilka godzin, a gwarantowany był napad śmiechu co pięć minut. Blondyn potrafił rozbawić do łez i tylko jakiś naprawdę dziwny sztywniak by się nie uśmiechnął. Znam Collins'a od 4 lat i naprawdę mogę powiedzieć o nim wszytko. Nawet jakiego papieru toaletowego używa.
      A tak dla ciekawych to różowego w łapki psa.
     -Do zobaczenia, skarbie. Kocham cię - dotknęłam moimi ustami jego i mocno przytuliłam - Udanego seksu - dodałam i opuściłam klub.
     Poprawiłam moja czerwona sukienkę i zasunęłam czarną ramoneskę. Odgarnęłam moje blond loki z twarzy i ruszyłam przed siebie.
     Chłodne powietrze owiewało moja sylwetkę. Długie nogi stawiały kolejne kroki, lekko chwiejąc się na wysokich obcasach, czego sprawką była ilość wypitego alkoholu. Być może nie było go aż tak dużo, ale zawsze coś tam.
     Spojrzałam do góry, aby zobaczyć ciemne niebo, na którym widniało setki gwiazd. I wtedy poczułam czyjąś dłoń na moich ustach i lewym biodrze.

~*~

     Próbowałam rozczesać palcami moje włosy, jednak marnie mi to szło. Wykonywaną przeze mnie czynność przerwał przekręcany zamek w drzwiach, a chwile później moim oczom ukazał się Aaron. Był przystojny jak zawsze.
     -Mam dla was jedzenie. - oznajmił wielce szczęśliwy, a wtedy zobaczyłam co dla nas miał.
     Był to kotlet, ziemniaki i jakaś surówka. Ech, nawet już nie pamiętam, kiedy jadłam coś normalnego.
     -Skąd takie rarytasy? Pewny jesteś, że nikt tego nie zatruł?- spytałam podejrzliwie.
     -Osobiście robiłem, nie masz się o co martwić - posłał mi uśmiech - Zayn ma dobry humor, korzystaj.
     -Och, będę - odwzajemniłam uśmiech i zaczęłam zajadać.
     To było takie pyszne!
     -Gdzie masz koleżankę? - ponownie usłyszałam jego głos.
     -Tam siedzi.. - kiwnęłam głowa w kierunku brunetki.
     -Na pewno jest przerażona. - stwierdził.
     -Wiem co czuje- mruknęłam.
     -Nie martw się mała, niedługo stąd wyjdziesz. - puścił mi oczko i skierował się w stronę wyjścia.
     -Aaron - odwrócił się w moja stronę
     Odstawiłam tackę obok mnie i podeszłam do chłopaka. Dotknęłam palcem jego klatki piersiowej.
     -Skoro Zayn ma dobry humor to może - zaczęłam patrząc mu w oczy.
     -Może?-powtórzył
     -Może załatwisz mi kąpiel? Proooosze, moje włosy są okropne!-starałam się wyglądać jak zbity pies.
     Brunet westchnął.
     -Nic nie obiecuje-odparł
     -Dziękuje. Przytuliłabym cię, ale sam wiesz dlaczego tego nie zrobię - skrzywiłam się.
     -Wiem, mała - powiedział jeszcze i wyszedł.

~*~

     Około pół godziny później w naszym 'pokoju' pojawił się przystojny brunet, a ja uśmiechnęłam się na sam jego widok. Mogłam powiedzieć, że był tutaj moim przyjacielem. Był dla mnie miły i wydawało mi się, że mnie lubi. Starał się, aby nie stała mi się krzywda. To kochane z jego strony, że w jakimś stopniu się mną przejmował.
     -No mała, wisisz mi przysługę - kolejny raz tego dnia usłyszałam głos Aaron'a.
     -Dziękuje, dziękuje, dziękuje - podbiegłam do niego i mimo wszystko przytuliłam chłopaka.
     Owinęłam ręce wokół jego pasa i mocno go ścisnęłam. W tym momencie wszystko mi było jedno, czy śmierdzę, czy nie, gdyż za chwilę miało się to zmienić. Wreszcie!
     -Tak, wiem, że ci się cholernie podobam, ale nie musisz mi aż tak tego okazywać - starał się być poważny.
     -Dobra, nie kręć tylko zabierz mnie wreszcie do tej łazienki, błagam - zażądałam spoglądając na niego.
     Uśmiechnął się krzywo i wyciągnął rękę wskazując na wyjście.
     -Panie przodem-przepuścił mnie w drzwiach.
     Kiedy je zamknął skierowaliśmy się korytarzem do mojego upragnionego pomieszczenia. Byłam taka szczęśliwa, że będę mogła wziąć prysznic. Może to tylko zwykła czynność, którą każdy wykonuje codziennie, lecz nie dla mnie. Odkąd tu jestem byłam tam może raz. Czy to tak trudno dać nam dostęp do wody? Przecież, chyba chcą utrzymać nas przy życiu.
     -Masz tam ręcznik i jakieś czyste ubrania, miłej kąpieli, bae - puścił w moja stronę buziaka
     Zdecydowanie uwielbiam tego przystojniaka! Jest jedyną osobą w całym tym popapranym miejscu, która jest normalna. I powiedział do mnie bae! Gdyby nie okoliczności, to na pewno bylibyśmy dobrymi przyjaciółmi. Chociaż. Przecież zawsze możemy nimi być. Co mam do stracenia?
     Tak jak mówił brunet w środku znalazłam ubrania i ręcznik. Weszłam pod prysznic i odkręciłam ciepłą wodę, która strumieniami spływała po moim ciele. Namydliłam je jak i włosy, a później pozwoliłam pianie popłynąć razem z woda do kanalizacji.
     Umyta wyszłam z kabiny i osuszyłam się ręcznikiem . Czułam się jakbym zrzuciła z siebie co najmniej 5 kilo. Wzięłam do ręki sprane jeansy i założyłam je. Przełożyłam przez głowę czarna bokserkę a na to wciągnęłam szara bluzę z kapturem. Na umywalce leżała również szczotka do włosów, zębów i pasta. Wykonałam pozostałe czynności i przejrzałam się w lustrze. Ujdzie - pomyślałam. 
     Podeszłam do drzwi i nacisnęłam klamkę. Otworzyłam drewniana powłokę a wtedy ujrzałam Jego. Swoje czarne włosy miał zaczesane do tyłu, a oczy mieniły się odcieniami brązu. Delikatny zarost otaczał jego brodę i policzki, przy okazji dodając mu seksapilu. Och, był taki przystojny! 
     Patrzyliśmy się na siebie przez jakieś dwie minuty, aż wreszcie chłopak się odezwał.
     -Skończyłaś?
     Na początku nie wiedziałam o co mu chodzi, ale w końcu załapałam.
     -Tak - odpowiedziałam
     -Mogę? - ponownie zapytał.
     -Jasne - przepuściłam go w drzwiach i podeszłam do ściany naprzeciwko.  
     Oparłam się o nią plecami i zjechałam w dół. Musiałam zaczekać na Aarona. Po chwili z łazienki wyszedł Zayn. Jego oczy próbowały wychwycić mój wzrok, aż wreszcie mu się udało.
     -Fajna bluza - powiedział.
     -Em..dzięki? - nie byłam pewna co odpowiedzieć, więc po prostu podziękowałam.
     Brunet uśmiechnął się pod nosem i ruszył wzdłuż korytarza, ale po czterech krokach zatrzymał się.
     -W prawej kieszeni powinien być papieros. - po raz kolejny usłyszałam jego głos.
     -Słucham?
     Odwrócił się w moja stronę - W bluzie.
     Sięgnęłam ręką do kieszeni i rzeczywiście! Wyciągnęłam 'małego zabójcę'.
     -Skąd wiedziałeś? - spytałam.
     Byłam trochę zdezorientowana, bo jakim cudem on wiedział, że znajdę tam papierosa. Chyba nie jest jakimś magiem, czy czymś podobnym. Ale skąd mi to wiedzieć, skoro nawet go nie znam. Porwał mnie i cóż, widziałam go tylko kilka razy. Jakoś się tym nie przejmowałam, bo nie miałam ochoty się spoufalać z moim porywaczem.
     -To moja bluza. - odpowiedział mi jak gdyby nigdy nic i chciał odejść, ale go zatrzymałam.
     -Hej!
     Wstałam i podeszłam do niego 
     -Proszę - podałam mu papierosa - Ja nie palę.
     Skinął delikatnie głowa i odszedł. A chwile później zniknął za zakrętem. 
     -Liv? - dobiegł do mnie głos Aarona.
     Spojrzałam na niego i ruszyłam w kierunku 'celi'. Nawet nie próbowałam uciec, bo i tak nie miałam szans. Próbowałam przez cały tydzień, kiedy mnie tu przywieźli. Niestety. Są przygotowani.
     Smith podążał za mną a kiedy stanęliśmy przed drzwiami powiedział:
     -Później pewnie jeszcze do was zajrzę. - przytulił mnie, a ja zaciągnęłam się jego przyjemnym zapachem.
     Pachniał owocami z lekką nutą piżmu, ale też czymś ostrym, co sprawiało, że jego perfumy były wyjątkowe, niespotykane. 
     -Do zobaczenia. - powiedziałam i weszłam do środka.
     Veronici nie było. Chyba zajął się nią Harry. Pewnie 'oprowadza' ja po budynku. Usiadłam na materacu i przykryłam się czerwonym kocem. Myślałam. Myślałam o tym co zdarzyło się przed łazienką.
     Zayn był inny niż przy naszych poprzednich spotkaniach. Smith nie kłamał mówiąc, że ma dobry dzień. Był naprawdę.......w porządku. W życiu bym nie powiedziała, iż jest zdolny do takich rzeczy. I do tego podziękował mi skinieniem głowy, kiedy oddałam mu papierosa. Wow!
     Zaciągnęłam się zapachem Jego bluzy i położyłam się na materacu. Okryłam moje ciało grubym kocem i odpłynęłam do krainy mojego dobrego przyjaciela - Morfeusza.

________________________________________

Łoooooj się troszkę podziało. Że niby Harry się będzie mścił. Powodzenia. 
Dobra konkretnie rzecz ujmując to spierdoliłam ten rozdział po całości, ale cichoooo, jakby co to nie ja.
Liczę na wasze komentarze,
Kocham Was!
  -Ronnie xx 


Hahaha, chyba to ja spierdoliłam ten rozdział. LOL. Nie nic, to nie my xD
No więc, już wiecie w jakich okolicznościach została porwana Liv ;) Mam nadzieje, że jest okay.
Komentujcie, udostępniajcie i inne!
~Olivia :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz